sobota, 2 maja 2015

Chapter X - Thomas

-Co? - pytam, lekko zaskoczony.
-Wiadro. - mówi i chichocze. - Nieważne.
Wzdycham. Nie jestem pewien, co chce zrobić i co ma na myśli. Głaszcze swoje ognisto rude włosy i owija je wokół palca. Zamyka oczy i obraca twarz w stronę rzadkiego jak na londyńskie przedwiośnie słońca.
-Widok niespotykany. - stwierdzam.
Nie otwiera oczu. Uśmiecha się za to szeroko, więc biorę to za potwierdzenie. Patrzę na nią, dopóki nie bierze głębokiego oddechu i nie otwiera ślepi.
-Czemu gapisz się na mnie? - pyta i szybko się prostuje. Nie chciałem, żeby to zauważyła. - Co, uważasz, że jestem ślepa? Widzę cię!
Jej głos ma w sobie coś dziwnego. Powoduje, że jestem lekko przerażony i rumienię się, ale ona po chwili parska śmiechem. Nie jestem pewien, jak mam zareagować. Chyba nic dobrego nie wynika z przebywania z nią sam na sam w moim samochodzie. Jednak... sprawia mi to przyjemność.
-Dobra, ja lecę. - mówi i wychodzi z samochodu. - Mam nadzieję, że te starsze panie i jakaś młoda laseczka mnie nie dorwą.
Już ma wyjść, ale ja łapię ją za nadgarstek i odwracam. Moje źrenice pomniejszają się w dziwny sposób i jej spojrzenie powoduje u mnie dreszcze na plecach, które przeszywają mój kręgosłup.
-Nie masz już dzisiaj pracy. - mówię stanowczo, starając się patrzeć w jej zaskoczone, szmaragdowe paczadła. Wybucha śmiechem. Widocznie ją bawię.
-No nieźle. - mówi. - Chytry jesteś. Imponujące.
Siada z powrotem na fotel pasażera i przygląda mi się ze szczerym uśmiechem. Czuję, że nie mogę jej pozwolić, aby stąd wyszła.
-Mogę odwieźć cię do domu. - proponuję z nadzieją, że się zgodzi.
-Nie, dzięki. - mówi. - Po co miałabym kupować miesięczny bilet do metra, gdybym wiedziała, że będziesz mnie codziennie odwoził do domu? Działasz prawie niczym jakaś darmowa, przyjazna taksówka.
Próbuję przez chwilę znaleźć jakiś sposób, żeby została ze mną dłużej. Wtedy odkryłem coś, co mnie zdziwiło. Kiedy zapraszam Ib na jakieś wyjście, do parku czy coś w tym stylu, wszystko jest w porządku i mówię to prosto z mostu, wręcz na odwal się. Ale teraz... Nawet nie wiem, jak zacząć, chociaż trochę doświadczenia w zapraszaniu kobiety na spotkanie mam. Mimo wszystko muszę ją zatrzymać dla siebie na więcej.
-Nie masz dzisiaj nic do roboty, to może choć napijesz się kawy? - pytam i czuję, jak podnosi mi się ciśnienie.
Claire, dotąd pewna siebie, zastyga w jednej pozycji. Pierwszy raz zaskoczyłem ją tak, że nie potrafi odpowiedzieć. Pierwszy raz czuje się tak, jak ja za każdym razem, kiedy rozmawiamy. Teraz... teraz czuję dziwne poczucie śmiałości.
-P-Proszę? - mówi. - Na... kawę?
-Nie, wiesz, na piwo. - gaszę ją. - Pytam się, czy pójdziesz ze mną na kawę.
"Jeszcze tylko chwila zastanowienia. Powiedz "tak"." - myślę.
-No dobra. - "Tak!" - W sumie mam dzisiaj już wolny dzień, czemu by nie spędzić go z przyjaznym kierowcą darmowej taksówki. 
Cieszę się z całego serca. Nie wiem nawet, dlaczego. Serce mi wali jak szalone. Uśmiecham się i wychodzę z nią z pojazdu.
-Mam rozumieć, że Romeo zabiera mnie do pobliskiej kawiarenki? - mówi z przekonaniem.
-A żeby Julia wiedziała. - odpyskuję. Skąd u mnie ta pewność siebie? Przecież mam dziewczynę.
Biorę ją pod rękę i razem idziemy krok w krok do Kaffeine, czyli kawiarni, w której mam już obczajoną obsługę i towary. Bardzo przyjemna miejscówka.
Wchodzę pierwszy do przytulnego, dość małego pomieszczenia i gwiżdżę.
-Sunny! Hanky! Gdzież wy, kiedy was potrzebuję? - wołam.
Z drzwi wyłania się starsza kobieta z blond włosami ze swoim łysym synem - mięśniakiem.
-Och, Tommy! Jak ja cię długo nie widziałam! - mówi właścicielka, obejmując mnie przyjaźnie. - Powiedz, że tym razem nie masz ze sobą Ib!
-Nie, nie ma jej ze mną. - odpowiadam.
-Ach, to dobrze. Kim więc jesteś, młoda duszyczko? - zwraca się do rudowłosej.
-Ekhem, Claire Rutherford. Ze szpitala. - mówi ze spokojem.
-Hanky! Nawet nie próbuj! - krzyczy do syna.
Przed nami stoi wielki, silny mięśniak. Nienawidzę gnojka, ale jestem od niego wyższy, więc jestem bardziej #fabolous. Poza tym oswoiłem rudą, więc jestem miszczem.
-Mame... Chyba się najarałem... - mówi, patrząc na Claire, która chowa się za moimi plecami. Marszczę brwi.
-Hanky, nawet się nie waż jej tknąć. - mówię stanowczo.
-A bo co mi zrobisz, kochasiu? - grozi. Czerwienię się.
-Dobra, Hanky, rób...? - pyta, czekając na naszą odpowiedź.
Spoglądam na Claire. Wzrusza ramionami.
-Dwa razy espresso. I jakieś dobre ciastko. - zamawiam.
-Hanky, słyszałeś. Zasuwaj, bo nie dostaniesz dzisiaj deseru biedaku. - wrzeszczy Sunny.
Kieruję się z rudowłosą do stolika dla dwóch osób i patrzę na jej lekko przerażoną minę. Kiedy odwraca się do mnie i patrzymy na siebie, uśmiecha się z ulgą.
Po niedługiej chwili oczekiwania do stołu przychodzi Hanky, kłania się i stawia dwie, malutkie filiżanki z czarnym espresso, do tego dwa herbatniki. Na koniec zostawia jeszcze małą, złożoną w pół karteczkę i rzuca ją w stronę Claire. Dziewczyna otwiera ją lekko, sięga do torebki, wyjmuje z niej długopis i coś skrobie. Potem za jednym razem wypija espresso i składa karteczkę z powrotem. Żeby nadążyć, piję kawę jak najszybciej, ale nie mogę jej dogonić. Widać, że Hanky jej nie zaimponował i chce już stąd wyjść. Jest zupełnie inaczej, niż gdy byłem tu z Ib. Wstaje z krzesła i kiwa głową w stronę drzwi wyjściowych. Odpowiadam jednym kiwnięciem i odnoszę tackę z brudnymi naczyniami. Z ciekawości jednak otwieram karteczkę, którą przyniósł Hanky. Na jednej stronie pisze "You're a Woman, I'm a Man...", a na odwrocie "Spieprzaj gnoju". Aiko opowiadała, że Claire jest powściągliwa i szybko się denerwuje, ale nie wiedziałem, że aż tak. Przynajmniej podziela moją nienawiść do Hanky'ego.
Szybko wychodzimy razem z kawiarni.
-Dobra, miło było, ja muszę lecieć. - mówi na pożegnanie.
-Następnym razem pójdziemy tam, gdzie TY będziesz chciała. - mówię, jakby to nie było nic ważnego. Czy ja właśnie... Powiedziałem, że znowu chcę z nią wyjść? Czy zaprosiłem ją na... randkę? Nie, Thomasie Butterfield, nie.

Od autorki:

Dzisiaj taki luźny, króciutki wpis, po długiej przerwie <3
Akcja się nieco rozkręca, nie powiem. Tomek coś ten tego. Ale Claire nie. Huehue. Ogólnie wszyscy dzisiaj lekko zjarani. Ale szczerze mówiąc, lałam, jak to pisałam.
A jeżeli chodzi o takie nieco MOJE aktualności, to żyję i oddycham. Jestem w trakcie wielkiej obsesji na punkcie mangi i anime, ale nie porzuciłam seriali i jaram się Grą o Tron. Jorah z buta wjeżdża FRAJERZY!
Majówka się kończy, i czeba do szkoły wrócić :p
No ale! Nie przejmujmy się! W piątek Avengersi! *FANGIRLING*
Wasza Alayne <3