Po wykonanej codziennej rutynie ubrałam spodnie, bluzkę z rękawami do ramio w kropki o kolorze pudrowego różu i czarną narzutkę. Przeczesałam włosy grzebieniem i uśmiechnęłam się do siebie. Tego dnia zaszalałam i odstąpiłam od tradycji. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nie spinałam ich w żaden sposób. Wlałam kawę do kubka termicznego i włożyłam go do torby. Rude włosy opadały na moją twarz, więc odsunęłam je za uszy.
Nie miałam nic innego do roboty w domu. Wyszłam z zamiarem dojścia do Notting Hill, aby odwiedzić brata. Nieczęsto miałam taką okazję, ale kiedy tylko nie miałam nic na głowie, pędziłam, aby pożyczyć mu trochę pieniędzy. Razem z żoną i dwójką dzieci nie radził sobie wspaniale.
Jechałam trzy stacje linią Circle, popijając czarną kawę bez cukru. Patrzyłam na moje przemarznięte, czerwone palce. To było skutkiem nie zabrania przeze mnie wełnianych rękawiczek. Moim jedynym ociepleniem był gorący napój w kubku. Pociągnęłam nosem. Ludzie w metrze patrzyli na mnie ze zdziwieniem i zdenerwowaniem, ponieważ przeszkadzałam im swoim smarkaniem w czytaniu dziennych, darmowych gazet dostępnych w pociągu. Czym prędzej opuściłam metro na odpowiedniej stacji i zakryłam się szalikiem. Oczy mi lekko łzawiły z zimna. Bez beretu czułam, jakbym się mroziła. Nie znosiłam tego uczucia.
Kiedy dotarłam pod dom brata, wyjęłam z torby cztery stówy i włożyłam je w kopercie do skrzynki pocztowej, jak miałam w zwyczaju. Dzieliliśmy się pensją, inaczej nie utrzymałby się.
Nie czekałam dalej. Wróciłam do stacji i spojrzałam na karteczkę, którą dostałam od Lauren:
District, Temple, 42/15.
A.T.Butterfield.
Patrzyłam na kartkę. Uśmiechnęłam się kącikiem ust. Przesiadłam się na inną linię i podążałam według mapki umieszczonej w moim telefonie.
Dojechałam na miejsce i rozejrzałam się po okolicy. Zbytnio jej nie znałam, ale potrafiłam odnaleźć wieżowiec i mieszkanie. Kiedy znalazłam się pod drzwiami, zapukałam prawie bezgłośnie, jednak otworzył mi gospodarz.
Był młody, wysoki, szczupły, muskularny i przystojny. Oczy miał niebiańsko niebieskie i głębokie, bo byłam w stanie zobaczyć w nich jego odczucia. Włosy były ciemno brązowe, krótkie, proste, ale wydawało się, że można by wpleść w nie palce. Jego karnacja była dość jasna, ale nie aż tak, jak moja. Nosił koszulkę z krótkim rękawkiem, z logiem serialu Sherlock, rurki i czarne trampki. Typowy, bajkowy książę rodem z Kopciuszka.
-W czym mogę pomóc? - odezwał się w końcu męskim głosem.
-Doktor Rutherford. - powiedziałam z nadzieją, że zrozumie.
-Thomas! Wpuść ją! - krzyknęła jakaś dziewczyna.
Zrobiłam krok, a on się odsunął. Wstąpiłam do mieszkania.
Było dość małe, ale mimo to mieściło dwie sypialnie, kuchnię i łazienkę. Było nowoczesne, nawet bardziej od mojego, no i na pewno większe.
-Dzień dobry! - zawołała młoda dziewczyna.
Była szczupła, odrobinę wyższa ode mnie. Ubierała się podobnie do chłopaka. Miała jasne włosy, spięte w warkocza przełożonego na bok. Miała na sobie kujonki. Uśmiechała się do mnie szeroko.
-Pani doktor Rutherford. Do ciebie. - powiedział chłopak.
Kiwnęła głową i zaprosiła mnie do stołu w kuchni. Gdy tylko się rozebrałam, zasiadłam na krześle.
-Życzy sobie pani czegoś? - zapytała. Jej głos był bardzo spokojny i kojący. - Kawy? Herbaty?
-Poproszę herbatę.
-Jaką?
-Zieloną.
-Dobrze!
Podała mi filiżankę z zieloną herbatą i kruchym ciastkiem. Serdecznie podziękowałam i usłyszałam dzwonek telefonu leżącego na blacie.
-Thomas! Telefon! - zawołała.
-Kto dzwoni? - westchnął.
-Twoja dziewczyna, lepiej odbierz!
Podszedł do blatu i sięgnął po telefon. Odebrał połączenie.
-Tak? Cześć, skarbie. Tak, tak, tęsknię za tobą. Na pewno. Tak, na pewno. Oglądam Netflixa. Nie, nie oglądam Violetty.
Zachichotałam.
Dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie.
-Nazywam się Aiko Butterfield.
-Który miesiąc? - spytałam od razu.
-Och. - odrzekła lekko zaskoczona. - Minęło półtora.
-Dobra... Ja tylko wyciągnę kalendarz.
-Oczywiście.
Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam terminarz. Zanotowałam moją wizytę.
-Żebym wiedziała... Czy są jakieś problemy, które chcesz omówić?
-Tak. Ostatnio wymiotuję o wiele częściej i cierpię na bezsenność.
-Bezsenność jest normalna w twoim stanie.
-Wiem, ale się boję.
-O co się boisz? Co jest takiego strasznego w bezsenności?
-Bo martwię się o nas.
-O nas?
-O mnie, Bertie'ego i Thomasa.
-Kim jest Bertie i Thomas? -zapytałam niepewnie. - Zgaduję, że któryś z nich to ojciec dziecka?
-To Bertie. Thomas to mój brat.
-Co jest w nim złego?
-Bo... Planujemy wesele z Bertiem. Wtedy wyprowadzę się do niego, a Thomas zostanie sam. Martwię się, że nie da rady się utrzymać, albo będzie okropnie samotny...
-Ale przecież ma dziewczynę.
-Ma, ale... Jakoś tego nie czuję. Na siłę z Bertiem zeswataliśmy go z siostrą Bertiego, która może i faktycznie jest w nim zakochana, ale on? Nie sądzę.
-Jest dorosły, przystojny, na pewno jeżeli nie z nią, to z kimś będzie. Nie powinnaś się teraz o niego martwić, będąc w ciąży.
-Wiem, wiem. Ale jakoś tak..
-Nie martw się. Będzie dobrze.
Uścisnęłam jej dłonie. Starałam się zachowywać wobec niej jak przyjaciółka.
-Aiko! Idę do Ib! - wrzasnął jej brat.
-Jasne! Ej, Ty, czekaj!
-Co?
-Podwieziesz panią doktor.
-Claire wystarczy. - poprawiłam ją.
Od autorki:
Hej! Więc rozdział drugi dodany! Och, jaki był wyczekiwany! Na szczęście mamy go już tutaj, opublikowanego. Pewnie nie będę miała zbytnio czasu w tygodniu, więc najprawdopodobniej posty będą w piątki lub soboty! Wiecie, jakie jest życie, gdy jest szkoła ;_; Historia jest już zaplanowana, jednak daleko jej do zapisania. Muszę skupić się jeszcze na nauce i prywatnych sprawach, więc średnio mam w tygodniu czas. Jeszcze dochodzi inspiracja i weny w postaci filmów i seriali.
Uff, rozdział skończony, na dziś tyle!
Alayne <3