Razem przejechaliśmy całą drogę i już ze zmęczeniem wyszliśmy ze stacji,
kierując się w stronę szpitala.
Kiedy doszliśmy do Homerton, Alex od razu poszedł na swój posterunek, a
ja poszłam do pokoju socjalnego, gdzie wisiał w szafie mój fartuch. Znajdował
się za ladą sekretarki, więc przywitałam się z pracownicą.
-Dzień dobry, Luna.
-Och, dzień dobry, pani doktor! – odpowiedziała przyjaźnie.
-Dużo dzisiaj pacjentów?
-Dzisiaj nadzwyczajnie mało, jakoś do czternastej.
-Uch, jak dobrze… - westchnęłam.
Zdjęłam ubranie na wierzchnie i założyłam fartuch na białą koszulę.
Zabrałam tylko torbę i wyszłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam jedną z naszych
oddziałowych pielęgniarek.
-Claire! – zawołała.
Obróciłam się w stronę podbiegającej do mnie młodej dziewczyny. Miała
nienaturalnie jasne blond włosy spięte w dwa warkocze, które opadały na jej
strój roboczy. Była szczupła, zawsze radośnie uśmiechnięta i wesoła.
-Witaj, Lauren. Od dawna jesteś? – zapytałam.
-Miałam dzisiaj dyżur… - powiedziała zmęczonym głosem.
-Och, współczuję…
-Ale dzisiaj jestem za to w dość dobrej formie. Maisie już wyszła,
gabinet jest wolny.
-O, super. Ja już się tam rozgoszczę.
Zachichotała cichutko. Ja uśmiechnęłam się szeroko i odeszłam do
gabinetu. Odłożyłam bagaż i rozsiadłam się w fotelu obrotowym. Ziewnęłam.
Wystrój gabinetu był okropnie surowy. Nie miałam tam nic poza biurka, na
którym znajdowały się moje przybory, szafy i urządzenia USG razem ze szpitalnym
łóżkiem. Światło lamp świeciło bardzo skromnie.
Wyciągnęłam telefon i wpięłam do niego kabelek. Słuchawki włożyłam do
uszu i zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech.
Moje słuchowisko musiało skończyć się dosyć wcześnie, bo do gabinetu
wpadł Alex wraz z innym ratownikiem, Zack’iem.
-Claire! Co Ty robisz?! – krzyknął Zack.
-Ciszej! Słucham audiobooka, co miałam robić?
Zrozumiałam, że dzieje się coś ważnego, więc tylko przewróciłam oczami,
zdjęłam słuchawki i szybkim krokiem podeszłam do dwóch zawziętych pracowników.
-Co jest?- spytałam.
-Przywieźliśmy jedną rodzącą.
-No chyba nie!
Zerwałam się szybkim krokiem, poszukując jakiejś pielęgniarki czy
położnej do pomocy. Rutynowa robota.
-Lauren! – wrzasnęłam, kiedy zobaczyłam oddziałową.
-Tak?
-Chodź, pomożesz mi przy porodzie!
-Ale… Ja nigdy nie…
-Nie szkodzi. – rzekłam. – Chodź.
Podbiegła do mnie i już wchodziłyśmy na porodówkę, kiedy przybiegli do
nas oboje Zack i Alex.
-Hej… Może potrzebujecie pomocy? – odparł Zack.
-SPADAJ! – zawołał Alex i wepchnął się przed niego.
-Nie sądzę… - odpowiedziałam.
Spojrzeli na mnie proszącym wzrokiem. Westchnęłam i walnęłam dłonią w
czoło.
-Dobra, dobra. Chodź… Nie wiem…
-Zack, chodź! Jesteś mi potrzebny! – krzyknęła nasza sekretarka z góry.
-…Alex.
Zadowolony popatrzył na Lauren z kokieternym uśmiechem i wszyscy założyliśmy
fartuchy.
Poród trochę trwał, ale to była dla mnie zwykła rutyna.
Dziecko – chłopiec – został włożony do inkubatora, a ja wyszłam z Lauren
z sali i poszłyśmy umyć ręce i zmienić ubrania. Pacjenci zostali przeniesieni
na poniedziałek, a ja mogłam już się wynosić.
-Claire… Zrobiłabyś mi przysługę? – zapytała z niepewnością Lauren.
-Jasne! – odpowiedziałam z entuzjazmem.
Wyciągnęła karteczkę z torebki razem z długopisem i zaczęła pisać jakiś
adres.
-Moja siostra jest w ciąży. Była umówiona na dzisiaj.
-Tak?
-Mogłabyś jutro do nich wpaść? Wiesz, z wizytą domową?
Westchnęłam.
-Myślę, że mogłabym.
-Serio? Dobra, tutaj masz adres. Rozpoznasz, mieszka z naszym bratem.Dopisała na karteczce:
A.T.Butterfield.
Od autorki:
Leci następna połowa! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się w miarę podobał! Staram się jak najszybciej wprowadzać resztę postaci, żeby coś fajnego się działo. W następnym rozdziale będzie się działo o wiele więcej, mam już plany! Teraz zaczyna się nowy tydzień. Znowu poniedziałek. Najprawdopodobniej nie będę miała czasu na pisanie, ale we wtorek może się udać. Oby się udało. Zachęcam do zostawiania swoich opinii o rozdziałach, żebym wiedziała, czy się podoba!
Alayne
A kto to ta Lauren? Znajoma xD
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak zawsze zaj****** - bo twoje
Louise ^^
Cieszę się, że Cię widzę tutaj ^^ Lauren? Cóż, też coś kojarzę xD Dziękuję za miłe słowa i czekam sama na post, żeby poczytać ;)
OdpowiedzUsuńAlayne
No! Nareszcie mi się udało!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zajebiste jak zwykle ;D Hmmm... Thomas Butterfield... Hmmm... Nie kojarze gościa ;D
Czekam na nexta
Twoja Annie ^w^
Wiesz, Thomas Butterfield to takie mega przypadkowe, wiesz, tak jakoś xD Dziękuję i czatuję na wpis, odświeżam Chronicles i czekam ^^
OdpowiedzUsuńAlayne <3
Czekam na Thomasa. Thomas <3 Skąd się biorą takie postaci?
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Twoim pisaniem!
Wierna czytelniczka Maggie4455
Dziękuję bardzo <3 Widzę, że następny rozdział jest najbardziej wyczekiwany xD Postaram się jak najszybciej go opublikować, jak tylko skończę pisać ;) Dziękuję również za obecność, Maggie4455 :*
OdpowiedzUsuńAlayne <3
No ba, że wyczekiwany. Słowo się rzekło, nie możesz zawieść czytelników. :P
OdpowiedzUsuńMaggie4455 (obecna)
Thomas?
OdpowiedzUsuńCoś nie kojarzę :P