niedziela, 14 czerwca 2015

Chapter XII - Claire

-Uch, przepraszam pana. - wzdycham.
Podnoszę się z krzesła i wyprowadzam wszystkich oprócz Aiko z gabinetu. Daję Alexowi i Zackowi po łapach, dzięki czemu uspakajają się i odchodzą w swoich czerwonych strojach na swoje miejsca. Jakie losery.
Na mojej twarzy pojawia się uśmiech i spoglądam na mojego gościa. Hm, nie jest brzydki. Ma kasztanowe włosy i czarne oczy. W kieszeni trzyma paczkę Lucky Strike*. W uszach ma te takie awangardowe, wielkie, czarne kolczyki, nie wiem jak je nazwać. Ech, okropieństwo. Może tylko ja tak myślę. Jest ubrany w skórzaną kurtkę i wytarte, jeansowe spodnie. Nosi ze sobą czarną torba. Na nogach nosi czarne trampki. Odciągam od nich wzrok, kiedy czuję jego spojrzenie na moim ciele.
-Słuchaj, nie pamiętam twojego imienia, to znaczy... - jąka się. - Pani doktor Lannister... Znaczy, Rutherford!
Wybucham śmiechem.
-Och, to miała być obraza? - pytam sarkastycznie. - Nie myśl, że nie oglądam.
Przez chwilę przygląda się mnie jak jakiemuś debilowi z miną typu "Co ona do cholery gada?!". O Boże drogi, czyżby był aż takim loserem? No żeby nie wiedzieć, kim są Lannisterzy to jest trochę przesada. W ogóle, dlaczego się tak do mnie zwrócił? Ja? Lannister? Co kurna?
-Em... Nieważne... - mówi, drapiąc się po głowie. - A więc... Gdzie jest pielęgniarka Butterfeld?
Marszczę brwi. Cholera jasna, czego on od niej chce...? Nie wydaje się być przyjazny. Ani godnym zaufania. Jednak nie daję rady się powstrzymać.
-Tak, jak mówiłam. - zaczynam. - Na OIOMie*, prosto, a potem skręcić w lewo i jest już pan przy drzwiach. Wystarczy tylko, że...
-Wolałbym, żeby pani ze mną poszła. - przerywa mi bezczelnie.
Wzdycham.
-Oczywiście. - odpowiadam z dumą.
Idę już w stronę oddziału,  kiedy z mojego gabinetu wybiega Aiko z komórką przy uchu. Na ten dźwięk razem z tym natrętnym gościem odwracamy się.
-...Jasne! Zaraz będę! - mówi do słuchawki. - Claire, muszę iść! Przepraszam!
-Nic się nie stało. - mówię ze spokojem. - Do zobaczenia innym razem.
Macha mi na pożegnanie i niesamowicie szybko biegnie do stacji metra. Co się stało...?
Prycham i dalej idę prosto przed siebie. Słyszę jego kroki. Trochę mnie krępują. Nie czuję się bezpiecznie, jednak nie zwalniam.
Dochodzę do drzwi OIOMu. Już mam nacisnąć klamkę, kiedy ktoś zachodzi mnie od tyłu, zatyka mi usta dłonią i wtrąca do toalety dla mężczyzn. Głowa zaczyna okropnie pulsować.
Przez chwilę chyba jestem nieprzytomna. Otwieram ślepia. Nie czuję moich ust. Są zakneblowane szarą taśmą. Moje nogi są zawiązane wokół rury kibla. Jednak ręce są na tyle słabo związane, że mogę je swobodnie uwolnić. Nie robię tego teraz, bo przede mną stoi ten natręt. I porywacz, jeżeli uwięzienie pani doktor ginekolog w łazience dla mężczyzn w szpitalu, w którym sama pracuje pod pretekstem chęci znalezienia jakiejś pielęgniarki można tak nazwać.
-O, nareszcie - zaczyna. Pewnie zaraz będzie mnie torturować. - Posłuchaj, nie dryj mordy, bo to i tak nic nie da. Lepiej posłuchaj.
Udaję niewiniątko i nawet nie próbuję wydusić z siebie słowa. Niby czuję się zagrożona, ale nie boję się. Jedyne, o co się teraz martwię, to o to ile pacjentów czeka na mnie na korytarzu.
Nagle coś zaczyna mnie szczypać. Piecze mnie. Oddycham szybko i płytko. Wychylam głowę na tyle, ile mogę, i zauważam, że moje ramię krwawi.
Zaczynam się trząść. Moja rana jest otwarta. Cholera jasna! Mój fartuch lekarski jest zalany rubinowym płynem. Krople, które już opadły skrzepły. Wyję z bólu.
-Słuchaj mnie! - krzyczy. - Jeżeli nie chcesz podwójnego rozlewu, nie wierć się tak. A więc... Gdzie jest ten pierścionek?!
Pierścionek? Tracę krew, a jemu chodzi tylko o jakiś... pierścionek?!
Nie odzywam się. Widać, że jest tak nieogarnięty, że zakneblował mi usta, a potem kasze mi mówić. Zero logiki w tym małolacie.
-...gdzie ona jest...? Że niby tutaj? - ktoś mówi do siebie zza toalety.
Nagle ktoś zaczyna dobijać się do drzwi, poirytowany, że są zamknięte. Szukają mnie.
Zaaferowany pan porywacz rozgląda się na wszystkie strony, a potem bierze do ręki swoją torbę i uderza mnie. Jedyne, co słyszę, to:
-Wyślij mi pocztówkę.
Tracę przytomność.

                                                                             ***

-...Claire! Wstawaj! - ktoś wrzeszczy mi do ucha. Rozpoznaję w nim głos Alexa. - Ło cholera! Leć po Lauren, albo po Littleton! SZYBKO!
Otwieram ponownie oczy. Nade mną stoi Alex, rozwiązując mi supełki. Czuję lekkość, ale po chwili przypominam sobie o ranie. Na samą myśl zaczynam wrzeszczeć.
Zanim nadążam się obejrzeć, koło mnie pojawia się również Lauren, jakaś inna pomocnica i Zack.
-Bier ją na nosze! - krzyczy Alex.
-Ale nie mam! - odpowiada mu Zack.
Lauren wzdycha nerwowo.
-No to bier ją na ręce, ty mysi móżdżku! - wrzeszczy na niego.
Po chwili jestem już na rękach Zacka, a moje ramię zwisa i nadal krwawi.
O co mu w ogóle chodziło? Gdzie jest ten gość? Jakiś pierścień....?
-Słuchajcie, szybko, tutaj, na OIOM i zszywać, teraz! - wydaje rozkaz Lauren.
Przez moją skórę przeciska się igła. Czuję zapach spirytusu. Zaraz zacznie dopiero szczypać. Zaciskam zęby i o mało co nie wydaję z siebie przepełnionego bólem wrzasku. Na moim włosach czuję zapach krwi Pewnie powinnam zemdleć, ale dość juz mam tego. Oddycham na spokojnie, ignorując przeszywający ból.
-...już! - mówi ktoś. - Pani doktor, zaraz będzie po wszystkim!
Staram się odwracać wzrok. Myśleć o czymś przyjaznym.... Ale zaraz.... To kolejna z tych wizji....?

Od autorki:

No to dobra dobra! Pracowity weekend! Aż dwa wpisy! Combo psze państwa! No więc tak: co do wpisów, to jak widzicie są dosyć krótkie i mnie to bardzo smuci :( Ale dobrze, że są. Ogólnie czas spędzam fantastiko wszystko gites majonez i jest cudownie. Juz prawie koniec szkoły, więc luzik arbuzik. W wakacje mam zamiar robić tyyyle rzeczy, że się chyba nie pomieszczę z moimi planami. Granie, czytanie, pisanie i oglądanie są na pierwszym planie. Hehe. W ogóle to na Falenie ostatnio sporo się dzieje, tak teraz zauważyłam. Kler porywajo, potem jom zszywajo, jakies takie wizje, nie wizje... Ale tera bedzie niezła akcja. Będzie się działo. No, ale jedno jest pewne: w wakacje będzie w cholerę gorąco. Fak bigos.
Podziwiam wszystkich, którzy wyczekują i komentują, którzy są ze mną.
Alayne StarePole <3
 

6 komentarzy:

  1. No witam witam.
    Arthur to szmata jak szmatex.pl
    Zack i Alex to gupole oczywista.
    Fatnis Ewerdin, bo my wiemy o co chodzi.
    Nwm co napisać bo zara bede Fri! Ifatobi Słim Klab pisać no i kurdełe takie rzycie #rzyciowe
    Tak sie zastanawiam co Ance sie stało
    eh, pewnie Bartek znowu se tosta przypalił
    Ale beka
    No to tyle ode mnie bo tu taki sytuejszyn z Fri
    No to pa ;-;
    Wierna Tobie niczym Fatniss pączkom
    Twoja,
    Anabef <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. #fatnisseverdeen to jest koksu
      Ja tesz bede pisać. Znaczy piszem.
      Mejk as fri, Mejk as friiiiiiii
      Bartosz nie spalił tosztera
      Bartosz spalił piekarnik, bo jest koksem
      Derp Derp
      Twoje StarePole <3

      Usuń
  2. Widzisz?
    Moja motywacja się przydaje.
    Artur taki bed.
    Taki bed, że aż łóżko xD
    Kler taki typowy Kleks,
    Widzi krew to krzyczy,
    Nie mogłaby się kolegować
    z Alex'em z mojego bloga.
    Umarłaby (y)
    Samobale zawsze na propsie ;~;

    Wierna tobie niczym Alex 9 Crimes,
    i Jak Pajnstorm ruszowymowym ubraniom xd
    Twoja,
    Popiołowa Budka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby tak, motywacja jest! xD
      Arthur bedzie troche schizowy. Arthur to gollum. Maj preszys.
      Sznela sznela, Ty poczekja do następnego wpisa to se zobaczysz jaka Kler jest silna kurna, nie to, co Kleks.
      Zawsze wdzięczna,
      Alayne StarePole ;3

      Usuń
    2. I tak by nie wytrzymała 5 minut z Alexem, który jest anorektykiem, stany depresyjne, myśli samobójcze i kolczyki ma dosłownie wszędzie xD

      Usuń
    3. No bo Kler jest ogarnięta i jest #sassy.
      I tyle na ten temat psze państwa.
      StarePole.

      Usuń